Polski PR jeszcze nie umarł, ale pilnie potrzebuje reanimacji – potrzebuje odważnych inspiratorów, prowokatorów i wichrzycieli.
Public relations stało się zbyt nobliwe, zbyt dobroduszne i zbyt ugrzecznione. Jest w nim zbyt wiele zgniłego konsensusu, zbyt wiele udawanej jednomyślności i zbyt mało kontrowersyjnej dyskusji.
Potrzebujemy w PR swarliwych, zadziornych i pewnych siebie ludzi, którzy ożywią, odświeżą i rozruszają sztukę PR.
Konferencja public relations przypomina zjazd agentów ubezpieczeniowych. Wszędzie pełno ludzi potakujących "ekspertom", którzy powtarzają stare komunały.
Nikt nie ma ochoty (odwagi?) podważyć męczące aksjomaty, zasady i dogmaty głównych "ideologów PR" – bez względu na szkodliwość ich teorii.
Coś się popsuło. Rewolucyjne pomysły zwykle przynosili młodzi ludzie. Dziś młodzi nie chcą niczego zmieniać, a tym bardziej burzyć. Jedyne głosy krytyki słyszę od ludzi po 50-ce, czyli takich jak ja.
To trzeba naprawić. Potrzebujemy w PR ludzi, którzy nie boją się wejść na scenę WIELKIEJ konferencji PR, żeby zafundować wszystkim zimny prysznic.
Polskie PR nie leży na cmentarzu. Jeszcze żyje.
Potrzebujemy ludzi, którzy nie boją się wybić klientowi z głowy głupie pomysły z cyklu "A moja żona uważa..."
Potrzebujemy ludzi, którym naprawdę zależy na PR, a nie tylko na zdobyciu pracy.
Wiesz jak nazywają się ludzie, którym nie jest wszystko jedno?
Inspiratorzy, prowokatorzy i wichrzyciele.