Agencja PR zawsze nazywa firmę, dla której pracuje "klientem", nawet jeśli oznacza to współpracę z wieloma osobami w jednej firmie. "Klient powiedział to i to...", "Klient ma kłopoty", "Klient prosi o spotkanie..."
Dzięki tej praktyce nikt w obsługiwanej firmie nie wie o kim konkretnie się mówi. Pracownicy agencji PR mogą więc swobodnie (czasem złośliwie) obgadywać klienta w pubach, kawiarniach i restauracjach.
Klientów agencji PR można podzielić na cztery grupy:
1. Ci, którzy nie wierzą agencjom PR, ale nie widzą innej alternatywy (agencje reklamowe są jeszcze gorsze).
2. Ci, którzy uważają, że mogliby sami zająć się swoim PR, ale nie mają na to czasu.
3. Ci, którzy uwielbiają agencje PR i chcieliby w nich pracować (czekają na ofertę pracy).
4. Ci, którzy nie rozumieją procesu tworzenia i prowadzenia kampanii PR i chętnie współpracują z agencją, której nie przeszkadza ich ignorancja. Z jakiegoś niezrozumiałego powodu to właśnie oni często otrzymują propozycję pracy w agencji.
Nie wszyscy klienci są tak samo ważni dla agencji (wiem, że to wstyd). W średnich i dużych firmach jest zwykle kilka osób, które chętnie rozmawiają o PR. W małych firmach jest to tylko jedna osoba, która dziwnym trafem zawsze jest albo w delegacji albo na zwolnieniu lekarskim albo na obiedzie.
Kluczem do efektywnej współpracy z klientem jest ustalenie osoby, która może podejmować decyzje. Nie zawsze jest to osoba, która ma najdroższy zegarek lub zadaje najtrudniejsze pytania na prezentacjach.
Nie ma sensu rozmawiać o długoterminowej strategii PR z kimś komu zależy wyłącznie na tym, żeby w każdym wywiadzie dla mediów trzykrotnie pojawiła się nazwa firmy lub marki klienta – nawet jeśli jest to pasjonująca dyskusja.
Jeżeli się ze mną nie zgadzasz, napisz o tym w komentarzu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Ten wpis czeka na Twój komentarz.