niedziela, 9 listopada 2014

Prosta alegoria o muzyce i public relations

Kiedy po pracy wracam do domu mijam często w okolicach dworca kolejowego człowieka, którego najpierw słychać niż widać.

To nie uliczny sprzedawca, nie nawiedzony agitator, ani nie właściciel budki z lodami.

To saksofonista.

Z daleka dochodzą jego skomplikowane jazzowe wprawki. Tabelkę ze skalami ma dokładnie opracowaną – zaczyna od modalnych, przez pentatonikę po skalę bluesową. Chromatyczną ćwiczy najczęściej.

Ma usystematyzowaną widzę o zadęciu. Wie co to "obciąganie", "podciąganie" i "kokietowanie".

Krótko mówiąc, utalentowany muzyk.

Problem? Jego kapelusz jest pusty.

Jako skromny człowiek, który zna wszystkie odpowiedzi na wszystkie proste pytania, mam ochotę chwycić go za poły marynarki i wykrzyknąć: "Chcesz zarabiać? Graj miłe piosenki, nie skale."

Pomyśl teraz o jakimś nieprzyjemnym dźwięku.

Płacz w nocy? Drapanie styropianem po szybie? Skrzypienie nieoliwionych drzwi?

Czujesz ciarki?

A teraz pomyśl o przepięknej muzyce.

Jedna z symfonii Mozarta? Solo na saksofonie na koncercie jazzowym? Romantyczna piosenka z Twojego ślubu?

Czujesz ciepło w sercu?

Tak może działać na nas muzyka.

Większość programów PR nie przypomina muzyki. Zbyt często kojarzy się z hałasem.

Czy Twój PR kojarzy się z muzyką czy z hałasem?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ten wpis czeka na Twój komentarz.